poniedziałek, 14 listopada 2011

300 wulkanów


Jest takie miejsce na ziemi, gdzie można zjeść szaszłyk ugotowany bezpośrednio na wulkanie, a po południu udać się na białą plażę, gdzie rybki Garra rufa bezpłatnie wykonają pedicure. To Lanzarote, najbardziej tajemnicza w archipelagu Wysp Kanaryjskich. Lanzarote w dużej mierze zawdzięcza swój charakter Cesarowi Manrique, wpływowemu architektowi, który – przerażony betonowymi dzielnicami, jakie w latach 60-tych zaczęły wyrastać na Teneryfie i Gran Canarii – wpłynął na ówczesne władze tak, by nie pozwoliły na jego rodzimej wyspie wznosić budynków powyżej 6 pięter. Ten przepis obowiązuje do dziś i pozwolił Lanzarote zachować niecodzienny, może nawet trochę staromodny urok i czar. Drugim czynnikiem kształtującym krajobraz wyspy są tu wulkany, a przede wszystkim – ich liczba. Na tym niewielkim skrawku ziemi, o całkowitej powierzchni zaledwie kilkuset km2, jest ponad 300 stożków wulkanicznych! Lawa jest tu więc wszechobecna, ale nie przygnębia, tylko fascynuje. Widok czarnych, porowatych "rzek" zastygłej lawy, schodzących z gór wprost do morza, to coś, co nie pozwoli nam zapomnieć o tym kanaryjskim klejnocie. Z ciekawostek warto też wspomnieć o zielonym jeziorze w El Golfo, które swoją barwę wywodzi z... oliwinów, półszlachetnych kamieni. A ten, komu jeszcze mało wyjątkowych miejsc, powinien się udać do serca wyspy - malowniczego rejonu La Geria, gdzie uprawia się winorośle. Jak to możliwe, że w tym bardzo słonecznym, wulkanicznym i wietrznym klimacie rosną tak delikatne rośliny? Każda winorośl otoczona jest murkiem z kamieni, chroniących ją przed zgubnym wiatrem i promieniowaniem. Przy takiej trosce nie dziwi fakt, że tutejsze wino jest naprawdę wyśmienite...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz